Turek w Polsce

Nie, to nie będzie post o serach ani zwiedzaniu Polski 😉
Jak większość z Was zapewne wie, mój partner jest Turkiem i od prawie półtora roku mieszka w Polsce. Jak każdy imigrant, musiał przejść przez kilka szoków kulturowych, żeby móc się zaaklimatyzować.
Często czytamy o doświadczeniach Polek zagranicą, ale chyba rzadko się czyta o tym, jak obcokrajowcy dają sobie radę w Polsce (a w każdym razie ja nie trafiałam na zbyt wiele takich artykułów). Przedstawiam Wam zatem kilka kwestii, które zwróciły moją uwagę w jego próbach przyzwyczajenia się do polskich nowości.

1. Ale tu jest płasko!

W Stambule, mam wrażenie, ciągle gdzieś się wspina. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że faktycznie Warszawa jest zupełnie płaska! Nie ma ćwiczenia mięśni łydek przy wdrapywaniu się na coraz to nowe górki, nie ma wjeżdżania autem na wzgórze pod kątem 45 stopni, nie ma ryzykowania życia przy wjeżdżaniu pod górę zimą (na łysych oponach, jak to w Turcji).

2. Ale mało pijecie!

Faktycznie, w porównaniu z Turkami pijemy bardzo mało wody. W Stambule prawie na każdym rogu stoi Pan z Wodą i Turcy co chwila kupują półlitrowe plastikowe buteleczki (tak, mają bardzo duży problem z produkcją plastiku). Plus oczywiście herbata – zawsze i wszędzie.
„Ale macie niedobrą herbatę! I mały wybór!” – wybór oczywiście w czarnych herbatach liściastych, bo jakich innych. Nie wiem, czy wiecie, ale w Turcji nawet słynny żółty Lipton nie jest z Indii/Sri Lanki, ale produkowany w Turcji właśnie. Herbat liściastych jest całe mnóstwo i każdy ma określone zdanie na temat każdej. Ale i tak wypiją każdą podaną 😉
Niedawno też zdaliśmy sobie sprawę z tego, że ciężko jest gdzieś znaleźć „prawdziwą kawę” (według Turka) – małą, mocną i aromatyczną. Zwykle jedyny możliwy wybór to espresso, a ona, wiadomo, nie umywa się do kawy tureckiej.

3. Ale dużo pijecie!

Tym razem chodzi oczywiście o alkohol. To musi być szok dla każdego nie-Polaka (albo nie-Słowianina?). Każda impreza oznacza obowiązkową buteleczkę na stole. Każde świętowanie, każda radość i każdy smutek; gdy jest kilka osób, gdy jest ich całe mnóstwo; do śledzika, do pizzy i do deserów. Zawsze. Wszędzie. Ja również tej „tradycji” nie rozumiem, ale jej nie zauważałam dopóki nie spojrzałam na Polskę oczami obcokrajowca. Wstyd.

4. Ale alkohol jest tani!

Kwestia związana z punktem powyższym. Obcokrajowcy się zachwycają, że wódka, wino i piwo mogą być takie tanie. Ale co za tym idzie, to ilości pijaków w komunikacji miejskiej – moja osobista tragedia. Za każdym razem, gdy wchodzę do autobusu/tramwaju, sprawdzam dwie rzeczy: gdzie nie będzie wiało i gdzie nie ma śmierdziuchów. Fajnie, że mamy duży wybór w sklepach, ale nie wydaje mi się, żeby to było coś, z czego można być dumnym. Mam do czynienia z obcokrajowcami od ponad dziesięciu lat i słyszałam już za dużo historii o hindusach czy muzułmanach, którzy „zapominali” o nakazach swoich religii, widziałam zbyt wiele rozstań z powodu hmm niekontrolowanych zachowań na imprezach… Naprawdę, kiedyś trzeba powiedzieć STOP.

5. Ale tłusto jecie!

Wiadomo, w porównaniu z kuchnią śródziemnomorską faktycznie ta nasza jest dużo cięższa. Spójrzcie chociaż na menu którychkolwiek świąt – tu ciężka zupa, tam tłuste mięso, majonez, więcej majonezu, kapucha, jajka… Zakładam, że jest to uwarunkowane klimatem (organizm potrzebuje większej ilości kalorii w mrozie oraz zwyczajnie wiele warzyw i owoców w Polsce nie da rady wegetować), ale mam wrażenie, że też Polacy wybierają dużo więcej tłustych mięs (głównie wieprzowiny) niż np. kasz, „lekkich” warzyw, czy przetworów mlecznych. Owszem, Turcy lubią mięso, ale o wiele bardziej zwracają uwagę na jego jakość i spożywają dużo więcej jogurtu do tego. Niby jest też większy wybór warzyw, ale hmm jakoś nie widziałam, żeby Turcy ich dużo jedli (no, poza ziemniakami w każdej formie, bo przecież kartofelki to też warzywo, prawda?).

6. Tu nie ma gdzie iść!

W Turcji gdzie się nie spojrzy są ogródki herbaciane (çay bahçesi) i małe kawiarenki. Normalnym jest, że ludzie się w nich spotykają o każdej możliwej porze. Można porozmawiać, pograć w tavlę (backgammona), zawsze się spotka jakiegoś znajomego/sąsiada/kuzyna, a jak się zgłodnieje, to mają tosty, a niektóre nawet większe menu. Nie jest też niczym nadzwyczajnym spotykanie się w takich miejscach kumpla z kumplem. Wydaje mi się, że w Polsce faceci nie mają za bardzo gdzie iść – pub nie („bo przecież już mam dziewczynę” i „dżentelmen nie pije przed południem”), kawiarnia i spacer nie („to gejowskie”) [polska homofobia to temat na osobny wpis], restauracja nie („zbankrutuję, jak będę tam chodził codziennie”). Poza tym nie ma u nas takich właśnie malutkich lokali na luzie – gdzie można by siedzieć godzinami i sączyć herbatkę za 3-5 zł i nie ma też za bardzo kultury siedzenia na zewnątrz (ok, klimat, wiem). Ale naprawdę, zauważyliście, że większość ludzi się zwyczajnie okopuje w domach i tak często odwołują spotkania „bo mi się nie chce”?

7. Ale tu dużo pustych miejsc!

Ilekroć gdzieś idziemy i przechodzimy koło pola/pustkowia/terenu niezagospodarowanego, mój luby nie może się nadziwić, że takie miejsca istnieją. On jest już tak przyzwyczajony do wszędobylskich placów budowy, że odzwyczaił się od pustej przestrzeni i nie może się nadziwić, że takie miejsca jeszcze są możliwe 😉 W Stambule faktycznie ciężko znaleźć dzielnicę, w której coś by się nie rozbudowywało, a efektem tego są: rosnące ceny nieruchomości, burzenie starych budynków na poczet nowoczesnych (czyli niejaka utrata dziedzictwa, ale też większe bezpieczeństwo w przypadku trzęsienia ziemi) oraz… coraz więcej świetnych tureckich inżynierów. To dlatego warszawskie metro M2 buduje konsorcjum w połowie tureckie – tam są naprawdę dobrzy fachowcy (mówi to dziewczyna, która przez jakiś czas pracowała w stambulskim budynku na 47 piętrze i która na pewno znów się zgubi w Stambule, bo znów nie pozna, co jest czym).

8. Ale wy się „oficjalnie” umawiacie!

Gdy chcę się umówić z koleżankami, zaczynamy planowanie i synchronizowanie kalendarzy jakoś dwa tygodnie przed. Najpierw mówimy, kiedy na pewno nie możemy, kiedy raczej nie, a które dni są preferowane. Po kilku dniach udaje nam się ustalić wstępny termin, który później 2-3 razy zmieniamy, a i tak któraś na koniec nie dociera… Turek dzwoni do kumpla „- Cześć, co robisz?” „- Nic, a ty?” „- Też nic. Chcesz się spotkać? Za pół godziny?” „- Ok, do zobaczenia!”. Nie myślcie sobie, że są tacy małomówni. Nie, nie, nie. Jak się spotkają, obgadają każdy możliwy temat (poza tym, o co poprosiłam, oczywiście). I ta zdolność do paplania jest niezależna od płci. W przypadku kobiet zmieni się tylko temat (bo obowiązkowo będzie dyskusja o rodzinie, dzieciach, niezamężnych kuzynach i o serialach). Niezmiennie mnie jednak fascynuje ta zdolność do szybkiego umówienia się. I wiem, że inne „Turczynki” też się tym zachwycają (i, tak jak ja, nadal same nie mogą się tego nauczyć).

A czy Wy macie do czynienia z Turkami w Polsce? Jakie są ich wrażenia? Na co najbardziej zwrócili uwagę, na co się skarżą, a co chwalą najbardziej?

DSC_2316
Jezioro Sapanca – dobre miejsce na rozmyślania

11 uwag do wpisu “Turek w Polsce

  1. Moi młodzi tureccy znajomi ( w większości studenci) zwrócili uwagę na hurtową ilość bezdomnych i żebrzących osób. Są wiecznie nagabywani o papierosa albo zrzutkę na pywko.
    Osobnym tematem jest rasistowskie zachowanie części naszych rodatków, które boleśnie odczuli nie raz.
    Stały żal: “Abi, dlaczego wy nie rozumiecie, że nie jesteśmy Arabami i nie podróżujemy w naszym kraju na wielbłądach????”
    Inny żal jest taki, że Polacy nie doceniają faktu, że Turcja zawsze nas wspierała, nie uznała rozbiorów, podarowała emigrantom polskim wieś Adampol (Polonezköyy) pod Stambułem -” Abi, wy nie znacie własnej historii! (rzeczywiście, nikt nas tego nie uczył w szkole, że np. Gen. Józef Bem zmarł jako muzułmanin i wysokiej rangi oficer armii osmańskiej pod imieniem Ibrahim Paşa w Aleppo).
    A propos braku wzgórz, weź Turka nad Wisłę, to zobaczy, że miasto leży na wzgórzu! 🙂

    Polubienie

  2. Wszystko się zgadza. Mój turek już nie reaguje na te różnice między Polską a Turcją po 25 latach pobytu w Polsce.Początki były ciężkie żeby się przyzwyczaić do naszej kultury teraz nawet myśli po Polsku.Od jakiegoś czasu Alanya odwiedzamy każdego roku turystycznie oczywiście. Pamiętam że bał się bandytów i myślał że dziewczyny będą go same zaczepiały ha,ha,ha co było nie prawdą rozczarował się.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Nie mieszaj, proszę, dostępu do taniego alkoholu, z kulturą picia. Można pić kulturalnie codziennie pół kieliszka wina, nie trzeba koniecznie chlać na umór. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego, raczej z ogólną kulturą osobistą danego człowieka i z przyzwoleniem społecznym.

    Polubienie

    • Hmm mam jednak wrażenie, że dostępność alkoholu m bezpośredni związek z kulturą picia jednak. Bo w Turcji właśnie alkohol jest drogi i jakoś nie widzę dużych problemów społecznych z piciem/alkoholizmem…

      Polubienie

      • Właśnie jestem w Turcji i mogę powiedzieć że ludzie tu są mili, nie robią problemu z tego jak coś się nie uda – Biz hallederiz. Podoba mi się tutaj! Nie mówię po turecku to nawet na metro mnie ochrona przepuściła jak karta nie chciała mi zadziałać a nawet od jednego dostałam i nie musiałam kupować. Polacy mogli by się od nich wiele nauczyć i nie chodzi mi tylko o kulturę picia alkoholu 😊

        Polubienie

    • Byliśmy w Krakowie tylko kilka dni i też nie chcę się wypowiadać o miejscach, których nie znam, dlatego pisałam tam tylko o Warszawie. Ale będę miała te dwa miejsca na uwadze, jak następnym razem zawitamy w grodzie Kraka hihi 😉

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.