To jest czwarty post z serii „Stambulskie historie”. Wszystkie posty z tej kategorii są TUTAJ.
Kolejna opowieść o uczynności i życzliwości Turków. Ciągle mnie ona zaskakuje – to chyba niezbyt dobrze świadczy o Polsce i Polakach? Hmm…
Pewnego dnia wracałam z pracy autobusem – wiadomo: Stambuł i jego ruch uliczny, korki, tłok wszędzie, ludzie zdenerwowani, bo przy takim tłoku nie da się nie być uderzonym przez kogoś choć raz, ludzie ledwo mieszczący się w autobusach, bo jednak przy prawie 20-milionowym mieście nadal nie starcza autobusów i tylko brakuje, żeby ludzi siłą dopychać, żeby tylko drzwi się zamknęły…. I przy tym wszystkim na jednym z przystanków do autobusu chce wsiąść pan na wózku inwalidzkim. Stał na przystanku, pomachał kierowcy, że chce wsiąść i nawet się nie obejrzałam, a już po całej akcji. Autobus niestety nie stał tuż przy krawężniku, więc pan nie miał jak wjechać na rampę, a i autobus nie miał jak wycofać przy takim ruchu ulicznym. A tu momentalnie trzech rosłych mężczyzn wysiada z autobusu, jeden idzie na tył wycofywać pojazdy stamtąd, drugi stoi przy kierowcy, żeby mu pomóc manewrować, a trzeci pośrodku pomaga wyrównać do krawężnika i później wsiąść panu na wózku. Naprawdę, cała akcja zajęła może z pół minuty, a ja przez resztę podróży byłam w szoku, jak ochoczo i sprawnie wszystko zorganizowali zwykli mężczyźni z autobusu.
A oto i ten autobus, żeby nie było, że coś zmyślam: