To jest drugi post z serii „Stambulskie historie”. Wszystkie posty z tej kategorii są TUTAJ.
Pewnego słonecznego i bardzo upalnego dnia w czasie ramadanu (czyt. ludzie są bardziej nerwowi) czekałam na przystanku na autobus. Zwróciłam uwagę na młodą dziewczynę, która właśnie dość nerwowo się zachowywała. Typowa turecka pracownica biurowa, czyli krótka spódniczka, dekolt, buty na obcasie, mocny makijaż, zrobione włosy… Tylko to nerwowe zachowanie… No ok, wszyscy już baardzo czekamy na ten autobus, ale żeby tak ciągle wychodzić na ulicę prawie biegiem? Wtem dziewczyna ponownie biegnie na ulicę, (widzę, że już zbliża się autobus), wraca na chodnik, jednym ruchem zrywa liść z drzewka (a że cała gałązka się przy tym oberwała..co tam!) i z tym liściem biegnie na ulicę, bo…środkiem ulicy szedł piękny żuczek! Dziewczyna nagarnia go na liść i bezpiecznie odstawia na skraj chodnika – żeby tylko go nie przejechał autobus.
Nie wiem, czy ktoś jeszcze z przystankowiczów zwrócił uwagę na to, co się właśnie wydarzyło, ale ja się uśmiechnęłam do dziewczyny, gdy zrozumiałam, czego dokonała, niemal ryzykując życie, a ona… nieśmiało się od-uśmiechnęła. I ten nieśmiały uśmiech wypacykowanej laluni do dziś pamiętam.
A oto słynne drzewko: