Czy Stambuł jest miejscem dla mnie – cz. 2

Niedawno opublikowałam pierwszą część listy, która pokazuje, jakim właściwie miastem jest Stambuł i dla kogo jest lub nie jest dobrym miejscem. Dzisiaj druga część listy – mam nadzieję, że pomoże przybliżyć Wam obraz tego pięknego miasta i podjąć decyzję, czy warto w nim zamieszkać.

Ostrzegam ponownie, są to bardzo subiektywne opinie i dotyczą głównie azjatyckiej strony miasta – na pewno nie wiem wszystkiego i nie upiększam rzeczywistości. 😉

no suga

Czy Stambuł jest miejscem…

…dla osób aktywnych politycznie?

Oj, lepiej nie.
Co jakiś czas słyszy się o problemach, jakie mieli imigranci, bo za głośno wyrażali swoje opinie polityczne. Poza tym, w związku z nagonką na FETÖ i ciągłymi aresztowaniami, szczególnie w jednostkach szkolnictwa wyższego, widzę, że coraz więcej obcokrajowców nie czuje się bezpiecznie. Zdarzały się sytuacje, że imigranci nie byli po wyjeździe np. na wakacje wpuszczani z powrotem do Turcji, bo pracowali w szkole, która w międzyczasie została uznana za współpracującą z FETÖ. Wiadomo, że obcokrajowiec pewnie nie politykował, a raczej zwyczajnie nie wiedział, w której drużynie gra jego szkoła, ale służby celne nie bardzo to interesuje. Nie słyszałam, żeby osoba niewpuszczona do Turcji później do niej jednak wróciła. Więc lepiej (bezpieczniej!) się orientować w sytuacji, ale siedzieć cicho…

…dla ludzi lubiących kontakt z naturą?

Nie bardzo.
Stambuł to wielkie miasto, prawie dwudziestomilionowy moloch. Na dodatek nadal się rozrasta i czasem mam wrażenie, że jest wielkim placem budowy (szczególnie w dzielnicy Pendik: budowa kolejnych stacji metra, przebudowa dróg szybkiego ruchu [Sahil Yolu], burzenie starych bloków i zastępowanie ich nowymi, odporniejszymi na trzęsienia ziemi). Niestety lasów jest niewiele (po azjatyckiej stronie tylko jeden taki z prawdziwego zdarzenia), parków zaledwie kilka (ale za to Göztepe park też ma tulipany :D), a z większych terenów zielonych to tylko Polonezköy, które jest, jak już pisałam w poprzednim poście, dość daleko. Oczywiście można też pojechać na wyspy (Adalar) lub na tereny podmiejskie, ale to za każdym razem kilkugodzinna wyprawa.

…dla ludzi z problemami skórnymi/z zatokami/z alergiami?

Nie.
W moim drugim poście z Turcji pisałam, że poprawił mi się stan skóry, ale niestety to było tylko chwilowe. I wszyscy to zauważają u siebie, niezależnie od narodowości, konkretnego miejsca zamieszkania, czy jakichkolwiek innych czynników. Alergie też się wszystkim nasilają, bo ta śliczna, romantyczna mgła nad miastem/nad Bosforem to tak naprawdę żółty smog, który (niespodzianka!) nie pomaga skórze czy płucom. Co do zatok, to tak, zapewne domyślacie się, że również tutejszy klimat (wilgoć i wiatr), smog i wszechobecna klimatyzacja nie działają na zatoki dobrze. Ja nie miałam nigdy problemów z zatokami, a teraz wręcz przewiduję pogodę poziomie zapchania nosa i bólu głowy. Każdy znajomy ma zawsze przy sobie super środki na zatoki i wielu ludzi również używa sprejów (z kortyzolem, a co tam!). No nie jest wesoło… 😦

…dla ludzi bez samochodu?

Nie bardzo.
Oczywiście DA SIĘ żyć bez auta, my tak sobie radzimy na co dzień. Stambuł ma moim zdaniem bardzo dobrze zorganizowaną komunikację miejską, ale jako że odległości są spore, to takie spędzanie 2-3 godzin dziennie na dojazdach do pracy (w jedną stronę!) baaardzo męczy po jakimś czasie. Standardem jest praca do 18, czyli wraca się do domu po 20 i wiadomo że nie bardzo ma się wtedy siłę na cokolwiek. Kolacja, paciorek i spać… Wiem jednak, że ludzie mający auto zupełnie inaczej odbierają miasto – lepiej je poznają, mają więcej czasu dla siebie i…ogólnie są szczęśliwsi. Czyli: można sobie spokojnie poradzić bez samochodu, ale na dłuższą metę nie bardzo to ma sens.

…dla ludzi nieznających języków?

Tak.
Wiem, że niektórych może zaskoczy ta odpowiedź, ale tak naprawdę nie trzeba znać angielskiego, niemieckiego, czy nawet tureckiego, bo…i tak się nie dogadamy haha! Po stronie azjatyckiej (poza Kadıköy) zdarzyło mi się usłyszeć angielski 2 (słownie: dwa) razy (poza moim znajomymi oczywiście). Co do tureckiego, to staram się go używać wszędzie (ha! Nie mam wyboru!), ale zazwyczaj ludzie i tak nie rozumieją, a że nie mają za dużo do czynienia z obcokrajowcami, to zwyczajnie nie wiedzą, jak można sobie poradzić inaczej (np. mową ciała) – tak, jest to lekko demotywujące, gdy naprawdę macie chęć nauczenia się języka… Czyli: trzeba się przygotować na to, że zawsze i wszędzie będziemy tymi obcymi (yabancı) i to, czy znamy języki (i/lub ile ich znamy) niewiele nam pomoże (no chyba że ktoś już mówi bieeegle po turecku).

…dla „gramatycznych nazistów”?

Nie.
Po pierwsze: Turcy nie bardzo zwracają uwagę na poprawność gramatyczną (lub interpunkcyjną lub jakąkolwiek inną) w jakimkolwiek języku, więc też np. co do zasady nie są zbyt dobrymi nauczycielami języków (no cóż, taki system edukacji najwyraźniej). Do szewskiej pasji doprowadza mnie ich nieużywanie wielkich liter (i pisanie do mnie „anna”) i znaków interpunkcyjnych (jakichkolwiek).
Po drugie: nie zdawałam sobie z tego wcześniej sprawy, ale akcent turecki bardzo „przesiąka” na inne języki. Wydaje mi się, że teraz już jestem w stanie poznać Turka gdziekolwiek na świecie – po ich charakterystycznej wymowie „r” i kilku cechach gramatycznych, które jakoś tak łatwo im przechodzą na inne języki (ale o tym może napiszę osobnego posta). Zauważyłam nawet, że sama mówię teraz inaczej zarówno po polsku, jak i po angielsku. Aaaa mam nadzieję, że to można wyleczyć! 😉

…przyjaznym obcokrajowcom?

To zależy.
Jak pisałam wyżej, można mieć problemy z porozumieniem się z ludźmi. Ale z drugiej strony, Turcy generalnie są mili i uczynni, więc nawet, jak nie będą rozumieli, co się do nich mówi, to i tak będą starali się pomóc, jak się da 😉 Poza Kadıköy nie spodziewałabym się informacji, menu, instrukcji itp. po angielsku. Co do komunikacji miejskiej i oznaczeń hmm drogowych, to wszystko jest zrozumiałe. „Dur” na czerwonym znaku to „stop”, ale tego chyba można się domyślić i hmm to chyba jedyna znacząca różnica w oznaczeniach, która mi przychodzi do głowy.

…do zamieszkania na…zawsze?

Wiele Polek, które tu poznałam znalazło w Stambule swoje miejsce. Mają tutaj rodziny, domy, ułożone życie i większość nie myśli o wyjeździe. Czyli: da się.
Ale tu dochodzimy do sedna sprawy. To, że Stambuł jest piękny, zapierający dech w piersiach i niezapomniany, to nie ulega wątpliwości. Bardzo polecam każdemu odwiedzenie dawnego Konstantynopola, bo naprawdę warto. Ale sęk w tym, że on jest piękny za pierwszym razem, jak nie dostrzegamy tego brudu, stresu i ułudy dookoła. Zapiera dech w piersiach, bo jest zwyczajnie inny i dla niektórych może egzotyczny, ale po jakimś czasie zaczyna dosłownie zapierać dech z powodu smogu…
A czy jest niezapomniany? Na pewno. Ja nigdy go nie zapomnę, nie będę żałowała tych 20 miesięcy spędzonych tutaj i mam nadzieję, że będę tu czasem wracać – po to, żeby właśnie spojrzeć na niego z innej perspektywy, nie tej, która stała się nudną i szarą rzeczywistością mojego prywatnego więzienia.

Wiadomo, każdy ma inne wymagania/oczekiwania/potrzeby i moje w większości nie zostały zaspokojone. Ale swoją przygodę przeżyłam i myślę, że wiele się nauczyłam.
Ja byłam rozczarowana mieszkaniem tutaj, ale nadal będę wszystkim polecała przekonanie się na własnej skórze, bo kto wie, co „Istanbul, not Constantinopole” ma w zanadrzu dla Ciebie? Na pewno dużo niespodzianek 😀

A tutaj kilka wiosennych ujęć natury – na zachętę 😉

spring

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.