O stracie

black rose

[oryginalnie opublikowane 13/03/2016]

Jeśli nikogo w życiu nie straciłeś, to naprawdę możesz uważać się za szczęściarza. Większość osób nie może tego powiedzieć o sobie i zdecydowana większość ma przynajmniej tę jedną niepowetowaną stratę w swoim życiorysie. Każde życie jest tak samo ważne jak inne, ale oczywiście, że inaczej będziesz przeżywać stratę osoby, z którą byłeś blisko od tej, z którą za dużo kontaktu nie utrzymywałeś. I nie, nie ma znaczenia, czy ta osoba to rodzina czy przyjaciel, bo… patrz poprzednie zdanie.

Właśnie się dowiedziałam, że w Ankarze była kolejna eksplozja – jeszcze nie podano, ile osób zginęło, ile rannych. Ale skłoniło mnie to do napisania czegoś, o czym już długo myślałam, a co ostatnio, za sprawą innej bliskiej mi osoby, znów wróciło. Nie myślę oczywiście, że samo przeczytanie tego tekstu może komuś pomóc przejść te niewyobrażalnie trudne chwile, ale mam nadzieję, że będzie to jakaś cegiełka, która w jakiś sposób komuś przypomni, że nie jest z bólem sam i że ludzie wkoło też przez to przechodzili, przechodzą i będą przechodzić i że zawsze są przy nas…

Prawie osiem miesięcy temu zmarł mój Dziadek. Nawet samo powiedzenie lub napisanie tego słowa na „z” sprawia, że mam gulę w gardle. I tak, nie przestaję liczyć, ile już czasu minęło, bo ciągle nie mogę się z tym oswoić. Dziadek był najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek znałam. Ok, mogę być trochę stronnicza, bo czy z racji bycia spod tego samego znaku zodiaku (i znaku w astrologii chińskiej), czy też dlatego, że był po prostu moją bratnią duszą, zawsze była między nami jakaś specjalna więź.

MIŁOŚĆ (trochę prywaty)

Gdy byłyśmy z siostrą małe, Dziadek zajmował się nami przez dużą część czasu i wydaje mi się, że to dzięki temu jesteśmy tak inteligentne (no ba! :D) i ciekawe świata. Miałyśmy bardzo dużo stymulantów intelektualnych już od maleńkości, a jak wiadomo, wprowadzanie bodźców wszelakich (czy to sensorycznych, czy tych stricte „na myślenie”) ma nieocenioną wartość w rozwoju dziecka. Nie sądzę, żeby Dziadkowie mieli jakąś książkową wiedzę na temat wychowywania dzieci – wszystko, co robili, było powodowane miłością i chęcią dzielenia się pięknem świata z dzieckiem. Piszę to, bo widzę, jak wielu ludzi zapomina w dzisiejszych czasach o tak podstawowych sprawach, jak zwyczajne spędzanie czasu razem. A przecież to właśnie tak dziecko się uczy i rozwija zanim wyrobi w sobie logiczne myślenie i zdolność świadomej nauki.

Dziadek też był osobą , która zawsze we mnie wierzyła i miała o mnie najlepsze zdanie. Gdy mówiłam tylko część prawdy o tym, co u mnie, żeby się nie denerwował, nawet nie dawał mi dokończyć, bo już nie mógł się nachwalić, jakie to cudowne i zdolne ma wnuczki. Z jednej strony mogło to być przygnębiające, bo wtedy się zauważało, jak bardzo tym ideałem się nie jest, ale z drugiej strony to właśnie motywowało do dążenia w stronę tego ideału. Myślę, że to poniekąd właśnie jego niezachwiana (nigdy!) wiara w nasze umiejętności/zdolności, naszą mądrość, nasze cele sprawiła, że i siostra i ja doszłyśmy tam, gdzie chciałyśmy i jesteśmy świadomymi siebie zdolnymi i szczęśliwymi kobietami. A to może mieć miejsce tylko, jeśli się poznało taką miłość i wiarę w innych już w domu.

CZAS PRZESZŁY

Czy wiesz, że mimo że upłynęło już aż (?) osiem miesięcy od Jego odejścia, nadal muszę świadomie używać czasu przeszłego. O ile pisanie o dzieciństwie powyżej było łatwe, bo naturalnie w czasie przeszłym, o tyle pisanie o Nim, że był takim a takim człowiekiem już takie łatwe nie jest. Podejrzewam, że przyzwyczajanie się do samego myślenia o kimś jako o przeszłości i przywykanie do tego, że ten ktoś już nie JEST gdzieś tutaj, ale BYŁ gdzieś tam jest jednym z najtrudniejszych elementów procesu oswajania się. Ileż to razy chciałam się czymś podzielić z całą rodziną, ale przypominałam sobie, że ona już cała nie jest i że nie mogę już czegoś powiedzieć Dziadkowi. Ileż to razy tak bardzo chciałam jeszcze spojrzeć w jego oczy, żeby zobaczyć tę mieszankę miłości, radości, dumy i zrozumienia, a zbyt nagle sobie przypominałam, że już nigdy tego nie zrobię. Ileż to razy chciałam po prostu potrzymać jego rękę, a przypominałam sobie, że ona już nie spoczywa na oparciu fotela. Ileż to razy chciałam jeszcze raz oglądać Go z jego prawnuczką i widzieć, jak się rozumieją bez słów, ale zdawałam sobie sprawę, że ona też Go już nie ma i, co najgorsze, prawdopodobnie nie będzie Go pamiętać. To są wspomnienia, których NIC nie zatrze, to są wspomnienia, które zawsze będę pielęgnować i to są wspomnienia, które mimo że tak bardzo bolą, już zawsze będą ze mną i już zawsze będą „tylko” wspomnieniami. Ale nadal chcę je mieć, na zawsze.

MAŁE RZECZY DOOKOŁA

O ile częste świadome robienie sobie sesji wspominania jest ok (nie, nie uważam tego za masochizm, a za coś bardzo normalnego i potrzebnego), tak, niestety, wspomnienia czasem uderzają niezapowiedzianie. Możesz być w autobusie, na spotkaniu ze znajomymi, robić pranie, słuchać piosenki…. cokolwiek. I nagle… BUM… przypominasz sobie zupełnie przypadkową sytuację lub obrazek z Nim w roli głównej i potrzebujesz bardzo dużo silnej woli, żeby się nie rozbeczeć tutaj, teraz, w tej chwili (ok, nie zawsze się udaje, ale hej, bardzo łatwo się wyciera łzę w autobusie, serio). Takie momenty też są bardzo naturalne i też prawdopodobnie Cię nie opuszczą, więc lepiej się do nich przyzwyczaj i naucz sobie z nimi radzić.

PRZYGOTOWANIE

Mój Dziadek miał 89 lat, gdy odszedł. Wielu ludzi stara się (chyba) robić dobrą minę do złej gry i mówi „No tak, wiek już podeszły, to pewnie było Wam łatwiej”. Nie. Nope. Absolutnie nie. Zapomnij. NIGDY nie da się przygotować na coś takiego. Tak samo będziesz przeżywać nagłą śmierć kogoś bliskiego w wypadku samochodowym, jak i odejście bliskiej starszej osoby po dłuższej chorobie. Nie ma sposobu się na to przygotować. Kiedyś myślałam, że może po to jest starość (jako że nie widzę innego jej zastosowania), żeby ludziom łatwiej było przywyknąć do tego, że ten czas się dla kogoś zbliża. No wiecie, że może po to ludzie się robią bardziej niedołężni, upierdliwi itp., żeby nam było później łatwiej. Niestety nie. Czy ktoś jest wesolutki, czy mentalnie oddalony, czy agresywny, czy nudny, czy jakikolwiek by nie był, miłość to miłość i odejście osoby, którą kochasz zawsze jest ciosem. Ciosem z zaskoczenia czy ciosem, który widziałeś na długo zanim dotarł do Ciebie, ale zawsze ciosem prosto w serce.
Tak przy okazji, jeśli słyszeliście (a kto nie słyszał? – dzięki Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy) o nie za dobrych warunkach, w jakich leżą starsze osoby, o za małej liczbie odpowiednich sprzętów albo o niewystarczającej ilości personelu na oddziałach… to prawda. Chyba nikt od nas z Rodziny nie zapomni warunków, w jakich wszystko się dzieje i tej brutalnej polskiej rzeczywistości szpitalnej w ostatnich chwilach życia Dziadka. To tylko tak, żeby dać Wam do myślenia i Wam pozostawiam wnioski i decyzję, co możecie z tym zrobić.

WAGA ŻYCIA

Zwykle, gdy mówi się o stracie bliskiej osoby, odbiorca myśli instynktownie o dorosłym członku rodziny. Wydaje mi się, że dopiero w następnej kolejności myśli się o innych bliskich (np. przyjaciołach). Ale zwykle nie myślimy (może nie chcemy) o tym, że to mogło być dziecko. Zdawać by się mogło, że skoro to jest ktoś, kto krótko był na tym świecie, to nie zdążyliśmy się do niego przyzwyczaić i łatwiej nam znieść stratę. Nic bardziej mylnego. Może tutaj też jestem lekko zboczona, ale dla mnie życie dziecka ma nieocenioną wartość. Dziecko jest niewinne, ma całe życie przed sobą, ma na karku wszystkie plany rodziców, wszystkie marzenia Rodziny, wszystkie nadzieje społeczeństwa i nagle… znika. Gdy czytałeś powyższe, zapewne myślałeś o dziecku około 4-5 letnim lub starszym. Potrafisz sobie wyobrazić rozpacz po stracie dziecka młodszego lub… jeszcze nienarodzonego? Zupełnie bezbronna istotka po prostu przestaje istnieć. Niewyobrażalny ból. Czasem nawet nie wiemy, co ktoś obok nas mógł przejść, bo czasem możemy nawet nie wiedzieć, że któraś koleżanka była w ciąży, ale miejcie na uwadze, że osoby z takimi przejściami są dookoła nas, więc… bądźcie wyrozumiali i delikatni, gdy mówicie o wartości życia i w ogóle jakkolwiek próbujecie je wartościować. Życie nie ma ceny, więc nie da się arbitralnie ocenić, które stracone życie może bardziej boleć.

JAK CIERPISZ

Nie ma dwóch takich samych ludzi. Oczywista oczywistość. Ale skoro nie ma takich samych ludzi, to nie ma też takich samych emocji. Wiadomo, że każdy odczuwa wszystko inaczej od nas. A skoro tak, to absolutnie nie mamy prawa oceniać czyjegoś sposobu radzenia sobie z bólem. To jest jedna z najbardziej indywidulanych i osobistych rzeczy w naszym życiu i definiowanie kogoś po sposobie, w jaki radzi sobie w takimi emocjami jest po prostu głupie. Miej też na uwadze, że prawdopodobnie nie masz pełnego obrazu sytuacji i na pewno nie masz wglądu w czyjeś serce lub czyjś umysł. Miej zatem na uwadze, że to, co widzisz jest tylko fasadą dla tego, co się naprawdę dzieje wewnątrz człowieka, a każdy ma inne sposoby na radzenie sobie z bólem. Ktoś zaczął za dużo pić? Może miał powód i potrzebuje pomocy, a nie oceniania? Ktoś stał się agresywny (werbalnie lub fizycznie)? Może nie radzi sobie z emocjami i potrzebuje wsparcia? Ktoś zdaje się nie przejmować tym, co się stało? Może tylko w ten sposób może okiełznać emocje? Nigdy nie możesz wiedzieć czegoś na pewno, więc najlepsze, co możesz zrobić, to dać znać, że stoisz murem koło tej osoby. Bo to, co najważniejsze, to to, żeby wiedziała, że jak już wytrzeźwieje, ochłonie, otworzy puszkę z emocjami, to jest obok ktoś, kto będzie się starał pomóc. Ot co.

Zdjęcie: LINK

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.